Na te i więcej pytań postaram się dziś odpowiedzieć. Na początku ten wpis miał być poświęcony jedynie Vettelowi, ale wczorajsze wydarzenia w Le Mans zmotywowały mnie do rozszerzenia tego tematu.
Co się stało na Le Mans?
Zacznijmy od najświeższego tematu, czyli zatrzymania bolidu zespołu WRT, w którym startował m.in. Robert Kubica. Wiecie jakie to musi być uczucie kiedy bolid zasuwa 24 godziny i nagle zatrzymuje się na ostatnim okrążeniu, mając pewne zwycięstwo w kieszeni? O tym przekonała się załoga debiutującego zespołu WRT w składzie: R. Kubica, L. Deletraz i Y. Ye. Pierwsze plotki mówiły o tym, że samochód zatrzymał się ze względu na brak paliwa.
Dziś już wiemy, że problematyczne okazało się drobne zwarcie, przez które ECU odcięło przepustnicę. Co ciekawe, na następny dzień samochód odpalił bez problemu…
Dyskwalifikacja Vettela
Jedną z większych kontrowersji ostatnimi czasy w F1, pomijając „Grand Prix” Belgii (o którym trochę przeczytacie na naszym Facebooku) była dyskwalifikacja Sebastiana Vettela w tegorocznym GP Węgier. Niemiec zajął drugie miejsce, tuż za Estebanem Oconem z Alpine, walcząc niemal cały wyścig o zwycięstwo.
Po ceremonii podium jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że Seb został zdyskwalifikowany z powodu niewystarczającej ilości paliwa w baku. Zgodnie z regulaminem, w każdym momencie weekendu wyścigowego, w tym również po jego zakończeniu, z samochodu musi być możliwość pobrania jednego litra paliwa celem zbadania mieszanki. Obecnie w Formule1 zespoły muszą korzystać z jednej mieszanki przez cały sezon i FIA dba o to, aby zespoły nie kombinowały.
Aston Martin poinformował, że według ich obliczeń w samochodzie powinna znajdować się odpowiednia ilość paliwa i spróbują tego dowieść. Złożyło się to jednak z przerwą wakacyjną, więc przyszło nam trochę poczekać na decyzję. Ostatecznie stewardzi zostali przy swoim i podtrzymali dyskwalifikację samochodu nr 5, a Aston Martin wycofał się z wniosku o apelację do wyższej instancji rozstrzygającej.
Do głowy od razu przychodzi pytanie, jak to możliwe, że w tym jeżdżącym komputerze, posiadającym niezliczone sensory, nie udało się wykryć za wczasu, że może braknąć paliwa. Gdyby ktoś zwrócił uwagę na to odpowiednio wcześniej, można by poprosić kierowcę, żeby zaczął oszczędzać. Musiałby wtedy porzucić walkę o zwycięstwo, ale zachowałby podium. Jednak według telemetrii, czyli odczytów ze wszystkich sensorów w samochodzie powinno być 1,74 litra, podczas gdy w rzeczywistości znajdywało się zaledwie 0,3 litra.
Okazało się, że winna była awaria pompy paliwa, która zaczęła spalać więcej paliwa niż powinna. Zgodnie z regulaminem jednak taka awaria nie zwalnia z obowiązku dostarczenia próbki o objętości jednego litra. Ma to sens, bo inaczej zespoły mogłyby nadużywać tej opcji.
Jeśli chcecie poznać więcej szczegółów wyścigu na Węgrzech, zapraszam do lektury naszego podsumowania wyścigu.
Kuriozalne e-Prix Walencji
W tym roku podczas jednego z wyścigów Formuły E doszło do niespotykanej sytuacji. Z biorących udział w wyścigu dwudziestu czterech kierowców do mety dojechało zaledwie dziewięciu. Na całe szczęscie nie był to jednak jakiś fatalny karambol, a rozładowane baterie – dosłownie.
W Formule E mamy bowiem jedną dość ciekawą zasadę. W trakcie jazdy za Safety Carem, co okrążenie (nie licząc ostatnich 5 minut wyścigu) obniżana jest pojemność baterii o 1 kWh, a w trakcie piątego wyścigu sezonu – e-Prix Walencji odbyło się wiele przejazdów za SC. Z tego względu większośc zespołów źle oszacowała zapas energi i piętnastu kierowcom jej zabrakło na ostatnim okrążeniu. Jak możemy przeczytać na stronie Formuły E, te wyścigi są jak gra w szachy przy 250 km/h. Bolidy Formuły E nie są doładowywane w trakcie wyścigu oraz mają jeden komplet opon – nie ma tu więc żadnego elementu strategicznego związanego z pitstopami. Wszystko rozgrywa się na torze. Kierowcy muszą tak zarządzać energią, żeby wystarczyła na cały wyścig.